niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział 3

*Madeleie*
Drżącymi rękami odrzuciłam połączenie.
Nie, nie będę robić afery. Za dużo wypiłam.

Z niepokojem w sercu usiadłam na podłodze, podciągnęłam kolana pod brodę i oparłam się plecami o kanapę. Nie chciałam budzić Williama, zresztą i tak bym nie zasnęła.
Zdenerwowanie rosło, a czas wciąż się dłużył. Nie panowałam nad burzą, która panowała w mojej głowie.
To z pewnością inny Zayn, przecież mój Zayn nie żyje.

Nawet nie wiem kiedy z moich oczu popłynęła słona ciecz. Było jej coraz więcej.
Cicho łkałam i zagryzałam wargi, by jakoś to zatrzymać, ale chłopak na kanapie zaczął się wiercić.
Chwilę później już siedział przy mnie na zimnej posadzce i trzymał moje drżące ręce.

- Maddie, co się dzieje? Kochanie, nie płacz... - był wyraźnie zmartwiony.
- Nie ważne, nie... - głos mi się złamał i zamilkłam. Nici z moich tłumaczeń - to zawsze będzie silniejsze.
Zamknął mnie w szczelnym uścisku, co sprawiło, że poczułam się troszkę lepiej, ale ból wciąż był...
Za dużo wszystkiego.
Może powrót tutaj to nie był dobry pomysł.
Co, jeśli znów oszaleję?

- Przestań tyle myśleć, będzie dobrze; masz przecież nas, Alexa...

Fala płaczu zderzyła się z jego rozgrzanym torsem; więcej się nie odzywał.

***

- Co do cholery? - Joseph podniósł powieki i zaspanymi oczyma ostrożnie badał sytuację.
Wciąż siedziałam w ramionach Williama, tyle że już tak bardzo nie płakałam - właściwie nie miałam czym.
- Nie wiem, dobra? - odwarknął, jeszcze mocniej przyciskając mnie do siebie.
Josh westchnął. No cóż, przez calutkie dwa lata odzwyczaili się od przebywania z takimi psychicznymi osobami jak ja.

Zerwałam się na nogi i napotykając pytające spojrzenia chłopaków ruszyłam do łazienki.

Usiadłam na klapie i wgapiałam się w ścianę. Po chwili wołania ucichły, a ich miejsce zajął kojący głos Leslie, zaraz później usłyszałam również siostrę.

- Skarbie, otwórz. Musisz nam powiedzieć co się dzieje.

Odpowiedziałam, że jest okej. No bo co miałam powiedzieć? Cholera, nic właściwie się nie stało.
To tylko jakieś pijacki zwidy.
Przygotowałam się do wyjścia z łazienki - psychicznie i fizycznie.
Przylepiłam do twarzy uśmiech i udawałam, że wcale nie płakałam tych kilka pieprzonych godzin w ramionach Williama.

Odpuścili, dali mi już spokój.
Przed wyjściem grupki zmartwionych przyjaciół obiecaliśmy sobie, że nie stracimy kontaktu, ale będziemy go pielęgnować.
Dobrze.

Chciałam zostać sama i zostałam.
Kate i Matthew wyszli na randkę, czy coś. Ja za to wolałam siedzieć pod kocem i oglądać łzawe filmy.
Brakowało jeszcze kawałka pizzy.

A wcześniejsze zmartwienia wciąż mnie dręczyły. Nienawidziłam siebie za to, że zawsze potrafię wszystko drążyć tak długo, aż nie dokopię się drugiego dna.
Niestety taka jestem.
Muszę jakoś zaspokoić ciekawość, może nawet mogłabym zadzwonić z telefonu Harry'ego po ten numer; przekonałabym się, że to nie Malik.

Intuicja jednak podpowiadała mi, że coś jest na rzeczy. Musiałam wiedzieć, co takiego.

________________________________________________________________________

Łapcie trochę krótki rozdział, ale mam nadzieje że mi to wybaczycie bo wkrótce będzie się działo.
Czyżby ktoś próbował zaszkodzić Maddy? Jak myślicie?




2 komentarze:

  1. Rozdział bardzo mi się podoba ale jak sama zauważyłaś mógłby być troszkę dłuższy. Ciekawa jestem czy Zayn naprawdę żyje a jak tak to dlaczego odszedł od Maddie. Mam nadzieje że szybko dodasz kolejny rozdział. Pozdrawiam Pati.

    OdpowiedzUsuń
  2. Troszkę krótki ale wybaczam. Bardzo jestem ciekawa co się wydarzy w kolejnych rozdziałach. Historia jest intrygująca, masz bardzo fajny styl pisania <33
    ps. Kochana, serdecznie zapraszam Cię na mojego bloga, może akurat Ci się spodoba, skomentujesz i ze mną zostaniesz :*
    http://newcompany-zaynmalik-ff.blogspot.com/ (także o Zaynie)

    OdpowiedzUsuń