sobota, 19 marca 2016

Rozdział 8

- Jak się dowiedziałaś? - Kate ze zmartwieniem wpatrywała się w moja wypraną z emocji twarz.
- Kiedy już knujecie takie intrygi, to powinniście je dokładnie przemyśleć. Zadzwonił do Stylesa, a później ja do niego zadzwoniłam. Jesteście popieprzeni.
Alex mocniej przycisnął mnie do swojej klatki piersiowej. Wydawał się tak samo zszokowany, jak ja od kilku dni.
Cieszyłam się, że był ze mną - sama bym przez to nie przebrnęła. Przechodziliśmy to razem.
- Maddie, my chcieliśmy... - odezwała się Leslie, próbując złapać mnie za rękę, ale energicznie ją odepchnęłam.
- Ja wiem, czego wy chcieliście. Myślicie, że dobrze czuję się z tym, że moi pseudo-przyjaciele okłamywali mnie na każdym kroku? - mówiłam nad wyraz spokojnie, wręcz jak wariatka. Moje opanowanie budziło w nich jeszcze większy niepokój, wiedziałam to.
- Kurwa, to nie tak. - odezwał się wreszcie Styles, który, podczas gdy oni wyprowadzali mnie z łazienki, zapadł się w fotelu i milczał, jakby był w jakimś szoku.
- Zamknijcie się. - warknął mój chłopak. Wszyscy ucichli, a on pogłaskał mnie po policzku.
- Jak mam ci pomóc? - zapytał z troską w głosie.
Wiedziałam, że to nie w porządku, ale potrzebowałam jeszcze jednej rozmowy. Może wkrótce uda mi się zamknąć ten rozdział, nawet jeśli Malik żyje.
- Pozwól mi go zobaczyć. - wyjąkałam, czekając na jakikolwiek sprzeciw. Zarówno Alex jak i pozostali trwali jednak w ciszy i mierzyli się porozumiewawczymi spojrzeniami.
- Dobrze. - Harry podniósł się i poszedł do kuchni, gdzie odbył krótką rozmowę telefoniczną. - chodź.
Niepewnie podał mi rękę, a ja chwyciłam ją i odsunęłam się od Alexa.
Był taki wyrozumiały. Nawet nie drgnął; jedynie odprowadził nas wzrokiem do drzwi.
Ubrałam się i wyszłam, wciąż trzymając Stylesa za rękę. Poczułam zimny powiew wiatru na skórze i zaczęłam zastanawiać się, co się dzieje.
Wkrótce na podjeździe zamigotały światła znajomego samochodu. Na twarzy siedzącego za kierownicą Zayna malował się niepokój. Zmarszczka na czole była głęboka, a oczy błyszczały wściekle.

Bez wahania wskoczyłam do jego samochodu. Spojrzał na mnie i ruszył.
- Miałem nadzieję, że ta sprawa da ci spokój i przestaniesz cierpieć, jeśli dowiesz się, że żyję. Przez dwa lata myślałem o tobie, o nas... - weszłam mu w słowo, gestem pokazując, aby zamilkł.
- Nie ma, cholera, żadnych nas. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby - Kiedy odchodziłeś też miałeś nadzieję, że nie będę cierpieć. Coś ci nie wychodzi to jasnowidzenie. Nienawidzę... - wargi mi zadrżały.
Choćbym nie wiem jak się wysilała, te słowa nie przeszłyby mi przez gardło.
Kolejne kłamstwo. Nie mogę go nienawidzić.
Mogę go kochać tak mocno, że to aż boli. I on bardzo dobrze o tym wie.
- Ja ciebie też. - odezwał się, nie odrywając wzroku od drogi. Zerknęłam na mulata spod ściągniętych brwi.
Powiedział, że mnie nienawidzi? Musiałam się przesłyszeć.
Przed oczami znów miałam mgłę, a po policzkach płynęły strumyki łez.
- Kurwa, nie. Nie nienawidzę cię. Nie mógłbym. Kocham cię tak mocno, że nawet nie potrafię ubrać tego w słowa.
Momentalnie zjechał na pobocze i zatrzymał auto. Przysunął się do mnie i znów się odezwał, tym razem cichutko, jakby bał się, że ktoś zabierze mu to, co do mnie czuje. Zabierze mnie.
- Kocham cię, tak cholernie cię kocham. Rozumiesz? - złączył nasze wargi w namiętnym pocałunku.
Prawie wybuchłam pod wpływem jego dotyku. Jego palca wręcz paliły moją skórę, ale nie chciałam, by przestawały.
Chciałam go odepchnąć i uciec, ale coś w środku nie pozwoliło mi tak po prostu odpuścić. To pewnie ta wielka, dwukomorowa pikawa, która kiedyś prawie pękła.
- Kocham cię. - potwierdziłam i wpiłam się mocno w jego gorące usta. Wdrapałam się na kolana Zayna i otoczyłam go nogami. Zsunął dłonie na moje pośladki i ścisnął je lekko, uśmiechając się z zadowoleniem.
Matko, tak bardzo za nim tęskniłam.

__________________________________________________________

Sama nie wierzę, że to zrobiłam, ale tak właśnie: ZAYN I MADDIE I AUTO I WSZYSTKO>>>>>>
Sama tak się jaram!! Mam nadzieję, że wy chociaż trochę podzielacie moje zdanie po przeczytaniu tego rozdziału. POJARAJMY SIĘ RAZEM!! AAAAAAA!
Dobranoc. <3

poniedziałek, 7 marca 2016

Rozdział 7

 5 KOMENTARZY = KOLEJNY ROZDZIAŁ

*Madeleine*
- Powiesz mi czemu się tak denerwujesz? To chyba ja powinienem się martwić o to, czy twoi przyjaciele mnie polubią. - szepnął mi do ucha, zakładając za nie niesforny kosmyk.
To prawda, byłam cholernie zdenerwowana, a Alex oczywiście musiał to zauważyć.
- Nie wiem, tak jakoś. Nie martw się. - uśmiechnęłam się najbardziej szczerze jak to było możliwe w moim chorym położeniu.
Zaraz mieli pojawić się ci ludzie, którzy mieli swój wkład w tej mojej małej śmierci.
Tak mnie okłamywali.
Wiedzieli, że mój Zayn żyje, a jednak woleli to zataić. Tak było lepiej.
Nie, tak nie było lepiej. To był koszmar, moja tragedia, jak mogłoby być lepiej?
Teraz też nie jest dobrze. Nie wiem, nie mam pojęcia co mogę zrobić. Malik sam powiedział, że znów odchodzi. Chyba.
Już sama nie wiem czy cokolwiek z tego zrozumiałam.
Ale ja go kocham...zawsze będę. Do utraty sił, do ostatniego tchu i ostatniej kropli krwi będę tak cholernie mocno kochać mojego badboy'a.
Mam chłopaka, z którym planuję przyszłość. Czy mogłabym tak po prostu odejść do Zayna? Nie.
Nie, nie, nie. To on mnie oszukał i to on powinien cierpieć i się zamartwiać.
- No czeeeeeeeść! - Leslie z Harrym tanecznym krokiem wpadli do salonu, a blondyn zaczął się śmiać.
Po chwili zaczęli się sobie przedstawiać, a mój chłopak wciąż zerkał na mnie kątem oka. Widziałam, że polubił tych ludzi.
W końcu zajęli swoje miejsca, Kate przygotowała stół, a Matt przyniósł alkohol.
Zauważyłam niepokojące spojrzenia skupiające się właśnie na mnie, ale nie interesowało mnie to. Nie miałam najmniejszej ochoty siedzieć i udawać, że jest dobrze.
Nie, cholera, nie było dobrze. Do tej pory świetnie ukrywali przede mną ten cały spisek, ale ja już znam prawdę, halo!
- Mała, co z tobą? - Joseph uklęknął przy mnie, a Alex pogładził mnie po ramieniu.
Wszyscy perfidnie wgapiali się we mnie, oczekując odpowiedzi.
Zerwałam się na równe nogi i wpół zgięta pobiegłam do łazienki, gdzie pochyliłam się nad sedesem i po prostu zaczęłam wymiotować. Z nerwów, przemęczenia - sama nie wiem.
Leslie natychmiast stanęła za mną i przytrzymywała mi włosy, ale gdy tylko złapałam oddech krzyknęłam, żeby wszyscy stąd spadali.
W tamtym momencie jedynym wybawieniem mogła być rozmowa z pierdolonym kłamcą i oszustem, który już od kilku lat przetrzymywał moje skradzione serce pod kluczem.
- Maddie, martwimy się o ciebie! Co się dzieje? - delikatne pukanie do drzwi rozległo się w małym pomieszczeniu. Siedziałam w tej jebanej łazience już drugą godzinę.
Wiedziałam, że wystarczy jedno zdanie by zrozumieli.
- Znam prawdę.
Kolejny raz mój żołądek wywinął fikołka i zmusił mnie do pochylenia się nad ubikacją. 

_______________________________________________________________________

Wiem, że krótki ale już tłumaczę. Jutro napiszę kolejny rozdział więc jeśli sprężycie się z komentarzami to dodam go w tym tygodniu. Dobranoc.

niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział 6

- Maddie.. -  zaczął delikatnie, mrużąc oczy by zatrzymać wilgoć. Dokładnie lustrował jej twarz, całą swoją uwagę skupiając na zmęczonych, zatroskanych oczach. Kiedyś było w nich pełno życia, chociaż i teraz tliły się w nich pozostałości po gorącym płomieniu, pojawiającym się tylko przy nim. Zniszczył ją; doszczętnie zniszczył szczęśliwą dziewczynę, zabrał ją ze sobą, pozostawiając tylko pustą, marną kobietę, opłakującą swój marny żywot. Przychodził i codziennie zabierał jej cząstkę tylko dla siebie, mimo, że znał zakończenie.
Czyż istnieje szczęśliwe zakończenie dla człowieka zagubionego we własnych długach i uzależnieniach i istoty delikatnej jak rozkwitający kwiat?
Dziewczyna pobladła na widok Zayna. A przecież od dwóch lat wyobrażała sobie tą chwilę, pragnęła jej całym sercem, chciała go zobaczyć. Marzyła, że pewnego dnia wejdzie do niej przez okno, a jego śmierć okaże się tylko koszmarem. Że opuszkami palców pogładzi jej policzek, założy jej włosy za ucho - powie, że będzie dobrze.
Ale teraz? Stał przed nią, a ona nie mogła się ruszyć. Kochała go i nienawidziła jednocześnie. Chciała rzucić mu się na szyję i wyznać wszystkie myśli, które dręczyły ją każdego dnia. Chciała spoliczkować go i wykrzyczeć jak bardzo go nienawidzi.
Tymczasem milczała, a jak wiemy, milczenie jest najgorsze. Jej twarz była wyprana z jakichkolwiek emocji, a jego serce pękało na ten widok.
- Odejdź. Nie wiem, kim jesteś. - słowa uleciały mimowolnie z jej pełnych ust  i zawisły gdzieś w powietrzu pomiędzy dwójką tak bliskich, a jednak dalekich sobie ludzi.
Oczy mulata ponownie rozbłysły i tym razem nie próbowały ukryć łez. Madeleine poczuła ukłucie w sercu i również pękła.
Malik, jak za dawnych czasów, wszedł do jej pokoju przez okno i zamknął dziewczynę w szczelnym uścisku.
- Dlaczego? Kurwa, dlaczego? Czym sobie zasłużyłam? - zapytała łamiącym się głosem, a uścisk w gardle nie pozwolił na więcej. Spojrzał na nią z żalem.
Czuł się winny. Obwiniał się za całe zło, które wtargnęło do życia bezinteresownej nastolatki, czyniąc ją wrakiem człowieka.
Zayn wiedział, że Madeleine znów kogoś pokochała. Wiedział, że to nadejdzie, ale i tak poczuł kolejny nóż w piersi. Musiał ją zobaczyć. Choćby ostatni raz zobaczyć swoją ukochaną, z którą nie mógł być.
- To nie twoja wina, tylko moja. Nigdy nie będę dla ciebie wystarczająco dobry, mała. Nigdy nie będę mógł dać ci szczęścia. - uśmiechnął się, widząc przed sobą uroczą brunetkę w białej sukni przed ołtarzem - wiesz o czym mówię. Tak miało być od początku. Widzisz, co z tobą zrobiłem? Oto dowód. Jestem najgorszym co cię w życiu spotkało i, cholera, wiem o tym. Po prostu musiałem cię zobaczyć. Ostatni raz pozwól mi tutaj być i obiecuję, nie zobaczysz mnie więcej. Wyjdziesz za Alexa, a ja pozostanę tylko cieniem przeszłości.
- Skąd wiesz o Alexie? - pociągnęła nosem. Analizowała wszystko, co usłyszała od bruneta i próbowała zrozumieć, jakoś przyswoić.
- Po prostu wiem. - westchnął, rozczarowany jej odpowiedzią, mimo, że nie spodziewał się niczego innego.
Ona miała prawo go nienawidzić.
Ale wciąż go kochała.
- Nie wiem, dlaczego to mówisz. Może i przy tobie nie byłam bezpieczna, ale byłam szczęśliwa. Kochałam cię, kretynie, a ty to spierdoliłeś. Gdybyś nie odszedł moglibyśmy być tym, czym byliśmy dwa lata temu, rozumiesz?! Wiesz, co ja czuję?! Nie masz pojęcia ile łez na ciebie wylałam, sukinsynu! Powinieneś był być wtedy przy mnie, a gdzie byłeś, kiedy ja byłam pewna, że leżysz dwa metry pod ziemią?! A teraz śmiesz mówić, że bez ciebie będzie lepiej?! Nie, kurwa, nie, nie, nie... - na zapłakaną twarz szybko wtargnął gniew. Wyrwała mu się  i zaczęła uderzać drobnymi pięściami w jego tors.
Gdyby tylko wiedziała, że miłość wtargnie z buciorami w jej życie i rozedrze jej złamaną duszę na miliony kawałków, nigdy nie zbliżałaby się do pieprzonego Zayna Malika.
- Masz prawo mnie nienawidzić, wiem, że tak jest...błagam, nienawidź mnie, ale nigdy nie bądź wobec mnie obojętna. - odparł cicho, łapiąc jej ręce i przyciskając je do swoich warg.
- Nie potrafię cię nienawidzić, nigdy nie będę potrafiła. Wciąż cię kocham, idioto.


*Madeleine*
- Wciąż cię kocham, idioto. - gdy tylko te słowa opuściły moje usta, na twarzy Zayn pojawił się cień uśmiechu - niestety, szybko zniknął.
- Nie kochasz mnie, nie możesz mnie kochać. Nie powinienem był tu przychodzić, przepraszam, zapomnij o mnie.
O nie. Nie po tym wszystkim. Bałam się tego, co będzie dalej, ale nie mogłam go znów stracić. Nie mogłabym żyć ze świadomością, że Zayn żyje, a ja tak łatwo pozwoliłam mu odejść.
- Nie, nie odejdziesz teraz. Ja muszę cię mieć. Nie zostawisz mnie drugi raz, Zayn.
Widocznie dostrzegł desperację w moich oczach, bo szybko się poddał. Wciąż byłam uparta i nikt nie wiedział o tym lepiej niż ten chłopak.

- Nie mogłem pozwolić, żeby cię dopadli. Oni nie chcieli ciebie, tylko mnie, ale skoro wiedzieli jak bardzo cie kocham, chcieli wziąć też ciebie.
Słuchając jego opowieści niemal uśmiecham się widząc, jak jego wargi układają się w słowa "kocham cię".
Chciałam go nawet nagrać, żeby móc zasypiać przy jego melodycznym głosie.
- Cały czas próbowałem jakoś się z nimi dogadać no i w końcu, tak można powiedzieć, poszliśmy na układ, że...
Dźwięk mojego telefonu sprawił, że poderwałam się z miejsca i jęknęłam, widząc na ekranie imię mojego chłopaka. Czy...to w porządku, że wolałam siedzieć na podłodze z Zaynem niż przebywać z Alexem?
- Jest szósta nad ranem...musisz iść, Alex pewnie już jest w drodze.
- Co?
- Właśnie to, Zayn.
Obojętność wróciła na moją twarz, chociaż ból dosłownie rozsadzał mnie od środka.
Nie mogłam tak po prostu zapomnieć o Alexie, skoro tylko Malik wrócił. Wiem, że to popieprzone, ale powinien zrozumieć swoje błędy.
Tak, tak właśnie okłamałam samą siebie.

Malik wyszedł przez okno i zniknął w rogu ulicy.
Miałam ochotę rzucić się na łóżko i krzyczeć, ale nie mogłam sobie na to pozwolić wiedząc, że mój chłopak zaraz ma się pojawić.
Na szczęście wcześniej wysłałam mu adres, bo nie miałam siły na rozmowę przez telefon. Musiałam jakoś ogarnąć chaos panujący w mojej głowie.
- Ej młoda, mam podjechać po twojego kochasia na lotnisko? - w drzwiach mojego pokoju stanął zaspany Matthew w samych dresach. Podskoczyłam na miejscu i odrzuciłam od siebie obrazy klęczącego przede mną Zayna.
- Emmm, nie... zaraz tutaj będzie.
- O cholerka, szybki koleś. Idziesz na dół? Widzę, że oboje już nie zaśniemy. - zachęcił mnie gestem ręki i odszedł. Wzruszyłam ramionami i zbiegłam za nim, żeby zasiąść na kanapie i oczekiwać.
- Maddie! - zawołał ściszonym głosem blondyn, kiedy mnie zobaczył. Objął mnie, a ja wciąż wyobrażałam sobie, że to Zayn. Lecz Alex pachniał całkowicie inaczej. Był chudszy i w ogóle, w żadnym stopniu nie przypominał brązowookiego.
Matt chrząknął, na co wywróciłam oczami. Tatusiek się znalazł.
- Jestem Alex. - mój chłopak uścisnął dłoń mojego szwagra, wciąż trzymając mnie drugą ręką.
Mężczyźni zamienili kilka słów i szybko znaleźliśmy się w moim pokoju sam na sam. Ramiona blondyna okazały się dla mnie ukojeniem. Zasnęłam mocno przylegając do jego torsu i śniłam o brązowych oczach, które pierwszy raz od dwóch lat zobaczyłam w oknie mojego starego pokoju.

- Ej, młodzi! Wstawać!
- Zamknij się, dopiero zasnęli!
- Zaraz z tego dzieci będą. Widzisz, jak go oplotła? Toż to prawie seks.
- Jesteś głupi.
Kate i jej narzeczony stali w drzwiach i bili się poduszkami. Podniosłam się w miarę możliwości i zdjęłam rękę Alexa ze swojej talii.
- Won mi stąd, mój chłopak chciałby się wyspać! Kate, jak ty go wychowałaś? - zrobiłam dramatyczną minę i zeszłam z łóżka, wypychając ich na korytarz - która godzina?
- Piętnasta, a o szesnastej przyjeżdża Harry i reszta. - odparła szeroko uśmiechnięta blondynka.
Może i cieszyłabym się z tej wiadomości gdyby nie fakt, że mieliśmy tylko godzinę do ogarnięcia się, a
moja maska, którą wczoraj przybrałam zaczynała się powoli kruszyć i obawiałam się, czy wytrzyma spotkanie z ludźmi którzy mnie tak perfidnie okłamywali, widząc, jak umieram na ich oczach.
Oni wszyscy wiedzieli, że ta "śmierć" to tylko przykrywka żeby mnie "chronić". Kurwa, gówno prawda.

_________________________________________________________________

Ja wiem, że krótki, wiem, że może jakiś taki nijaki ale dzieje się w piizduuuuu.
Płakałam jak pisałam.
A co do komentarzy. Pod ostatnim rozdziałem udało się wbić te pięć komentarzy, więc da się? Da się. Jeśli w dalszym ciągu nie przekonacie się do komentowania to przykro mi, ale będę robić tak jak pod poprzednim rozdziałem,  bo wiem, że jest was tu trochę, a nie komentujecie.
Dobranoc, kochani.

sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 5

PRZECZYTAJ POD ROZDZIAŁEM!

*Madeleine*
- Wstawaj, młoda! - ktoś przygniótł mnie ciężarem swojego ciała. Przetarłam oczy i zobaczyłam leżącego na mnie Harry'ego.
- Skąd się tu wziąłeś? - zapytałam, próbując zrzucić go na ziemię, ale nie udało mi się to.
- Przyjechałem pogratulować twojej siostrze; jakbyś zapomniała, to wczoraj się zaręczyła.
Wywróciłam oczami. Co za bzdura, oczywiście, że pamiętam.
- To wciąż nie wyjaśnia, czemu przylazłeś do mojej sypialni. - sturlał się ze śmiechem na podłogę.
Zupełnie jakbym powiedziała coś mega śmiesznego. Ha, ha, ha.
- Zapomniałem, że ciebie nie wolno budzić. Ale skoro już powróciłaś do świata żywych, to wstawaj! - ściągnął ze mnie kołdrę, pozostawiając mnie zwiniętą na łóżku. I wyszedł ze śmiechem.

Podniosłam się z materaca - i tak już nie zasnę.
Ubrałam czarne poprzecierane jeansy i bluzę adidasa. Włosy złapałam w wysokiego kucyka i zrobiłam delikatny makijaż.
- Cześć, Maddie! - Leslie uściskała mnie na powitanie. Wszyscy siedzieli w salonie i prowadzili ożywioną dyskusję na temat wesela i przyjęcia. Oni wszyscy marzyli o małżeństwie, domu, dzieciach. Moja przyszłość wciąż zależała od tego, czy będę wracać do przeszłości.
Stwierdziłam, że nie należy wciskać się pomiędzy dwie rozmawiające pary. I tak bym milczała.
Zamieniłam z nimi tylko kilka słów, po czym zaczęłam krzątać się po kuchni. Na blacie leżał telefon, który dręczył mnie od ostatniego naszego spotkania. Deja vu?
Cholera, musiałam to zrobić. Zerknęłam na gości. Byli pochłonięci rozmową.
Niepokój, niepewność i zdenerwowanie wkradły się do mojego umysłu.
Przeszukałam listę kontaktów i - o zgrozo - rzeczywiście znalazłam tam Zayna.
Nie zastanawiając się dłużej wcisnęłam zieloną słuchawkę. Nie było już odwrotu. Miałam okazję, by rozwiać swoje wątpliwości i pozbyć się dręczących mnie myśli. Teraz albo nigdy.
- Halo?
Zamarłam. To są jakieś chore żarty. Nie uwierzę.
- Harry? Co się stało? - był pewien, że to Harry. Może lepiej żeby tak zostało?
Rozłączyłam się. Stchórzyłam. A jak inaczej miałabym się zachować? To popieprzone, że po tak długim czasie słyszę głos swojego zmarłego ukochanego w słuchawce. Może to jakaś moja paranoja?
Usunęłam połączenie z historii.

Moje ciało drżało z przejęcia; nie mogłam się nawet ruszyć. Nogi odmawiały posłuszeństwa, a wojska łez prawie przejęły moją twarz. Musiałam jak najszybciej zniknąć i ukryć to, co odkryłam.

Po kilku godzinach Leslie i Harry wyszli - tłumaczyli, że dzisiaj jadą w odwiedziny do jej rodziców.
I dobrze, bo nie miałam siły udawać.
Co się właściwie dzisiaj stało?

*Harry*

- Po co wcześniej dzwoniłeś? - usłyszałem w słuchawce.
- Ja? Nie dzwoniłem do ciebie, pomyliło ci się...
- Koło piętnastej, na pewno nic mi się nie pomyliło.
- Byłem u Kate, a mój telefon leżał w kuchni. Kręciła się tam jedynie Maddie, która chyba nawet nie wiedziała, że tam leży. Nie wiem co się stało, w każdym razie nie mam do ciebie żadnej sprawy. Muszę kończyć, jadę do przyszłych teściów. Nara, stary.

To będzie długi wieczór. Proszę, żebym chociaż nie siedział głodny.

*Madeleine*
Wieczorem byłam już w stanie zejść na dół. Kolejny raz wmówiłam sobie, że to tylko jakaś pomyłka. Najlepiej będzie, jeśli zapomnę o tym telefonie. Znów.
- Rozmawiałam z Alex'em. Bardzo chce tu przyjechać. - zaczęłam dość niepozornie.
- To świetnie! Niech przyjeżdża, chcę go poznać! - Kate podskoczyła na fotelu i uśmiechnęła się porozumiewawczo do Matt'a. Nie, wcale tego nie zauważyłam.
- A ja ewentualnie mogę go spławić jeśli okaże się debilem.
Skarciłam wzrokiem przyszłego szwagra.
- Debilem to ty jesteś. Nie mów tak o moim chłopaku.
- Jak dzieci... - westchnęła blondynka, po czym wróciła do przeglądania czasopism.
- To ja zadzwonię do niego, powiem...
- Ma być najpóźniej jutro; leć! - zaśmiał się brunet.

- Zgodzili się! Mało tego, powiedzieli, że masz być jutro, bo strasznie chcą cię poznać!
- Okej. Może jakoś zdążę. Dziękuję za cierpliwość. Wyślij mi adres sms'em i marsz do łóżka, bo jutro nie będziesz spać przez całą noc. - no cóż, nie zaprzeczę, że jest bardzo ale to bardzo zboczony. I przy tym taki słodki.
- Alex! Dobranoc, zboczeńcu.
- Powinnaś dodać "tylko i wyłącznie mój zboczeńcu", skarbie. Mam nadzieję, że ci się przyśnię...na przykład w bokserkach. I że ty mi się przyśnisz, najlepiej nago.

Z uśmiechem położyłam się do łóżka. Kiedy zasypiałam usłyszałam kilka stuknięć w okno.
W panice podbiegłam do szyby by spuścić roletę i zamknąć okno, ale moim oczom ukazały się brązowe oczy, wpatrujące się we mnie z wyczekiwaniem.

                W prawdziwej miłości nie chodzi o to, żeby być nierozłącznym, tylko o to,                                                     żeby rozłąka nic nie zmieniła.

________________________________________________________________________________

Jak wrażenia? ;3
Wybaczcie mi, że to robię. Widzę, że ciężko namówić was do zostawienia po sobie najmniejszego śladu, a brak komentarzy równoważy się z brakiem mojej chęci do pisania.
Naprawdę nie chciałam, ale dopóki przy tym rozdziale nie pojawi się pięć komentarzy - rozdziału nie będzie.
Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że zrozumiecie moją sytuację.
Dobrej nocy.

Notka

Hejo kochani, wpadam do was niestety nie z rozdziałem, ale na to też przyjdzie pora.
Jak na pewno zauważyliście, zmienił się wygląd bloga. Tamten szablon przestał mi się podobać, a teraz, kiedy robię coraz lepsze nagłówki i trochę zapoznałam się z CSS'em, postanowiłam stworzyć nowy. Moim zdaniem wygląda o wiele lepiej. A wy co sądzicie?

P.S. Dzisiaj lub jutro pojawi się nowy rozdział.

wtorek, 9 lutego 2016

Rozdział 4

*Madeleine*
Przed samym powrotem mojej siostry i jej partnera, rozmawiałam z Alexem.
Opowiadał mi, jak cudownie poszły im nagrania. Tak, wydają album.
Właściwie to już zakończyli pracę nad nim, teraz był już całkowicie wolny, przynajmniej na jakiś okres.
Zaproponował nawet, że mógłby przylecieć do Londynu i w końcu poznać moich bliskich. Nie wiem, czy chciałam, żeby poznawał moich przyjaciół; co, jeśli nie dogadałby się z Harry'm? Przecież to w zasadzie mój były. Alex nie jest zazdrosny, ale chcę być wobec niego fair.
Postanowiliśmy, że porozmawiam z Kate - jeżeli nie będzie miała nic przeciwko, to oczywiście pozwolę Alexowi przylecieć.

- Jesteśmy! Co robiłaś siostrzyczko? - radosna blondynka w pięknej kreacji obdarzyła mnie rozbawionym spojrzeniem.
- Nie możesz siedzieć przed telewizorem i żreć! - zaśmiała się, a za nią z błyszczącymi oczyma stanął Matthew.
Są tacy...inni. Nie mam pojęcia co tam się stało, ale na pewno było to coś niezwykle ważnego.
Ja się dowiem.
 - No, młoda, bo przytyjesz, a ja nie chcę mieć grubasa w domu!
- Wystarczy jeden; kiedy ja będę w ciąży. - zażartowała Kate, a ja chyba załapałam. Czyżby już podjęli takie decyzje?
- Najpierw wesele, stara. - Matt wywrócił z zadowoleniem oczami i objął blondynkę w talii.
 Cholera, przecież oni się zaręczyli!
Mój wzrok przyciągnął przecudowny pierścionek, pobłyskujący na jej palcu.
- Ej, nie jestem stara!
Przerwałam im przepychanki i zaczęłam skakać pomiędzy parą.
- Gratulacje, starzy! - wrzeszczałam, a Kate wkrótce zaczęła skakać razem ze mną. Matt początkowo przyglądał się nam z politowaniem, ale w końcu też podskoczył i udawał małą dziewczynkę. Uwielbiam mojego przyszłego szwagra.
- Wypijmy, póki możemy!
- Planujecie już bobaska? Nie jestem gotowa na ciocierzyństwo!
- Zaraz po ślubie, i tak mamy dość tej całej antykoncepcji...po co to komu, wolę czuć ją w... - o nie, Matthew w typowy dla siebie sposób zaczynał zbaczać na tematy, które normalni ludzie trzymają w sypialni.
- Zamknij się! - uderzyła go w pośladek i z uśmiechem poszła po procenty.
- Czuć ją wokół siebie w pełni. - dodał ciszej, by jego kobieta nie mogła usłyszeć.
- Co za głupi zboczeniec! - zaczęłam piszczeć i rzuciłam w szwagra poduszką, która z powrotem wylądowała na mojej twarzy. - rozważ, czy naprawdę chcesz mieć z nim dzieci! Mnie już zdemoralizował!
- A co ty, seksu w życiu nie uprawiałaś? - brnął dalej w te tematy, byleby mnie denerwować.
- Siedź cicho! - skarciłyśmy go jednocześnie, po czym wszyscy zaczęliśmy się głośno śmiać.
Wypiliśmy trochę, a ja z bólem głowy poszłam spać.


CZYTASZ=SKOMENTUJ

niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział 3

*Madeleie*
Drżącymi rękami odrzuciłam połączenie.
Nie, nie będę robić afery. Za dużo wypiłam.

Z niepokojem w sercu usiadłam na podłodze, podciągnęłam kolana pod brodę i oparłam się plecami o kanapę. Nie chciałam budzić Williama, zresztą i tak bym nie zasnęła.
Zdenerwowanie rosło, a czas wciąż się dłużył. Nie panowałam nad burzą, która panowała w mojej głowie.
To z pewnością inny Zayn, przecież mój Zayn nie żyje.

Nawet nie wiem kiedy z moich oczu popłynęła słona ciecz. Było jej coraz więcej.
Cicho łkałam i zagryzałam wargi, by jakoś to zatrzymać, ale chłopak na kanapie zaczął się wiercić.
Chwilę później już siedział przy mnie na zimnej posadzce i trzymał moje drżące ręce.

- Maddie, co się dzieje? Kochanie, nie płacz... - był wyraźnie zmartwiony.
- Nie ważne, nie... - głos mi się złamał i zamilkłam. Nici z moich tłumaczeń - to zawsze będzie silniejsze.
Zamknął mnie w szczelnym uścisku, co sprawiło, że poczułam się troszkę lepiej, ale ból wciąż był...
Za dużo wszystkiego.
Może powrót tutaj to nie był dobry pomysł.
Co, jeśli znów oszaleję?

- Przestań tyle myśleć, będzie dobrze; masz przecież nas, Alexa...

Fala płaczu zderzyła się z jego rozgrzanym torsem; więcej się nie odzywał.

***

- Co do cholery? - Joseph podniósł powieki i zaspanymi oczyma ostrożnie badał sytuację.
Wciąż siedziałam w ramionach Williama, tyle że już tak bardzo nie płakałam - właściwie nie miałam czym.
- Nie wiem, dobra? - odwarknął, jeszcze mocniej przyciskając mnie do siebie.
Josh westchnął. No cóż, przez calutkie dwa lata odzwyczaili się od przebywania z takimi psychicznymi osobami jak ja.

Zerwałam się na nogi i napotykając pytające spojrzenia chłopaków ruszyłam do łazienki.

Usiadłam na klapie i wgapiałam się w ścianę. Po chwili wołania ucichły, a ich miejsce zajął kojący głos Leslie, zaraz później usłyszałam również siostrę.

- Skarbie, otwórz. Musisz nam powiedzieć co się dzieje.

Odpowiedziałam, że jest okej. No bo co miałam powiedzieć? Cholera, nic właściwie się nie stało.
To tylko jakieś pijacki zwidy.
Przygotowałam się do wyjścia z łazienki - psychicznie i fizycznie.
Przylepiłam do twarzy uśmiech i udawałam, że wcale nie płakałam tych kilka pieprzonych godzin w ramionach Williama.

Odpuścili, dali mi już spokój.
Przed wyjściem grupki zmartwionych przyjaciół obiecaliśmy sobie, że nie stracimy kontaktu, ale będziemy go pielęgnować.
Dobrze.

Chciałam zostać sama i zostałam.
Kate i Matthew wyszli na randkę, czy coś. Ja za to wolałam siedzieć pod kocem i oglądać łzawe filmy.
Brakowało jeszcze kawałka pizzy.

A wcześniejsze zmartwienia wciąż mnie dręczyły. Nienawidziłam siebie za to, że zawsze potrafię wszystko drążyć tak długo, aż nie dokopię się drugiego dna.
Niestety taka jestem.
Muszę jakoś zaspokoić ciekawość, może nawet mogłabym zadzwonić z telefonu Harry'ego po ten numer; przekonałabym się, że to nie Malik.

Intuicja jednak podpowiadała mi, że coś jest na rzeczy. Musiałam wiedzieć, co takiego.

________________________________________________________________________

Łapcie trochę krótki rozdział, ale mam nadzieje że mi to wybaczycie bo wkrótce będzie się działo.
Czyżby ktoś próbował zaszkodzić Maddy? Jak myślicie?